Wymieniłem sprzęgło w Wartburgu 353W

Podczas tegorocznych jazd  moim Wartburgiem 353W  wyszło na jaw, że prędzej niż później muszę zająć się sprzęgłem. Objawy zużycia tego elementu bardzo łatwo poznać. Podczas jazdy na czwartym biegu próba nagłego przyspieszenia kończy się jedynie zwiększeniem hałasu, poza którym nic się nie dzieje. Sprzęgło najzwyczajniej się ślizga i nie przekazuje napędu z silnika na skrzynię. Jeszcze bardziej wyraźnie jest to odczuwalne podczas jazdy z przyczepą. Cały zestaw nie chciał jechać więcej niż 63 km/h, a przy próbie zwiększenia prędkości wyraźnie czuć było, że sprzęgło się ślizga i ma wszystko gdzieś. Jasnym więc było, że muszę tam zajrzeć. Zamiast jednak robotę odkładać w czasie postanowiłem zająć się tym już teraz, aby w marcu (mam przynajmniej taką nadzieję) już w pełni sprawnym wozem zacząć nowy sezon.

 

W Wartburgu, aby wymienić sprzęgło należy, inaczej niż w większości innych pojazdów, wyjąć silnik. Dlaczego Wartburg (ale też Syrena) jest doskonałym klasykiem dla osoby, która lubi”dłubać” przy swoim wozie, a, tak jak ja nie ma odpowiedniego zaplecza, typu podnośnik, kanał, czy wyciągarka do silnika? M. in. dlatego, że konstrukcja umożliwia samodzielny demontaż i montaż silnika bez specjalistycznych narzędzi, a nawet pomocy drugiej osoby. Trzeba mieć nieco chęci i „siły w ręcach” . Wtedy można zdziałać naprawdę wiele. W dużym fiacie, czy polonezie to nie przejdzie…

Zaczynam od demontażu przedniej części wozu, która trzyma się na 4 nakrętkach motylkowych. Wcześniej należy też zdjąć zaciski od żarówek, przewody od sygnałów dźwiękowych, linkę zamka klapy i linkę regulacji żaluzji. Teraz mamy dobry dostęp do silnika

Teraz czas na spuszczenie płynu chłodzącego. Konstrukcja kranika jest zdecydowanie gorsza niż w Syrenie, gdzie na kranik można założyć przewód i czekać aż wszystko spłynie. Tu otwór spustowy umieszczony jest w idiotycznym miejscu i innego pomysłu jak lejek wsadzony w przewód nie mam…

Teraz demontuję układ chłodzenia – odkręcam wszystkie przewody i dla ułatwienia zdejmuję chłodnice. Nie ma z tym zbyt wiele pracy. Następnie zdejmuję wydech i przewody zapłonowe wraz z zaciskami z cewek. Warto sobie zapisać, który przewód „idzie” do odpowiedniej cewki, aby uniknąć problemów z uruchomieniem silnika. Następnie wyjmuję rozrusznik (2 śruby) i odkręcam pozostałe 3 śruby mocujące silnik do skrzyni biegów. Następnie odkręcam 2 śruby mocujące łapy silnika do ramy. Aha, jeszcze przewody paliwowe… To chyba tyle. Nie zdejmuję osprzętu silnika, bo późniejsze jego zamocowanie trochę trwa. Poza tym alternator i gaźnik nie są aż tak ciężkie. Następnie podkładam pod skrzynię biegów podnośnik hydrauliczny i podnoszę nieco zespół do góry. Tak jest łatwiej zdjąć silnik. Teraz najtrudniejsza część pracy… trzeba silnik wyciągnąć na zewnątrz. Co prawda 2suw jest znacznie lżejszy niż 4suw, ale swoje i tak waży. Pewnie z 50 kilogramów. Nie ma rady, trzeba mieć siłę. Praktyka przy dźwiganiu suporeksu na budowie własnego domu się opłaciła i silnik wyciągam. Plecy przy tym ocalały…

Teraz mam obraz sprzęgła. Okręcam docisk, który zamocowany jest na 6 śrubach m10, które bez oporu dają się odkręcić. Widać tarczę, która jest całkowicie zdarta. Za chwilę łby nitów mocujących okładzinę zaczęłyby drzeć o powierzchnię koła zamachowego, albo docisku.

Za to na docisku nie widać śladów zużycia

Powierzchnia koła zamachowego też jest ok

Gorzej jest z łożyskiem oporowym sprzęgła. Jest skrajnie zużyte i kręci się jak głupie hałasując przy tym strasznie.

Jego powierzchnia „robocza”, z którą styka się z dociskiem jest zdarta o dobre kilka mm. Oto porównanie z łożyskiem, które mam na zapas – łożysko wyjęte z Wartburga to to z lewej, a przeznaczone do montażu – z prawej

Ale co zrobić ze zużytą tarczą sprzęgła ? „Batman” – znajomy miłośnik Wartburgów ze sporym doświadczeniem polecił zakład regenerujący sprzęgła znajdujący się w Warszawie na ul. Skoczylasa 10, obok Placu Hallera. Bez trudu odnalazłem to miejsce w internecie, gdzie miły pan powiedział, że oczywiście może nabić nową okładzinę na tarczę. Zakład mieści się nieopodal warszawskiego dworca Warszawa – Wileńska, a wiec po drodze do mojej pracy.

Okolica obfituje w ciekawe klimaty

Przy ul. Brehta czas się zatrzymał 40 lat temu…

A warsztat „Sprzęgła” znajduje się w ciągu zabudowań pewnie jeszcze z przed wojny

Niepozorny warsztat, działający od 1981 r.

Porządnie, szybko (następnego dnia do odbioru) i… nie drogo! Za wymianę okładziny sprzęgła na okładzinę porządnej firmy LUK zapłaciłem tylko 50 zł. Fachowiec ocenił, że docisk jest w bardzo dobrym stanie i ograniczył się jedynie do  przeszlifowania jego powierzchni (w cenie). Szczerze polecam!

http://www.sprzegla-regeneracja.pl

Teraz pozostało już tylko zamontować zregenerowany zespół  na koło zamachowe silnika i wsadzić silnik na swoje miejsce. Jedyny feler jest taki, że za tę robotę zabrałem się w zimę, w nieogrzewanym garażu, gdzie jest tylko 2 stopnie powyżej zera. Bardzo pomocna okazała się tu jednak niepozorna „farelka”, która szybko podniosła temperaturę do prawie 6 stopni. Myślę, że gdy w następnym roku uda mi się dokończyć ocieplenie tego garażu nieco większa „farelka” powinna okazać się wystarczającą.

Przy przykręcaniu docisku i tarczy należy  pamiętać, aby przed załażeniem silnika sprawdzić, czy tarcza jest umieszczona prawidłowo – tzn. czy wałek w nią wejdzie. Najlepiej mieć do tego celu drugi wałek. Ja co prawda samego wałka nie miałem, ale za to miałem… zapasową skrzynię.  Jak widać, wszystko się zgadza i można wsadzać silnik na ramę.

Wcześniej, tak samo jak przy zdjęciu silnika, tak i podczas ponownego montażu należy podnieść za pomocą podnośnika hydraulicznego skrzynię, aby łatwiej trafić otworek tarczy w wałek skrzyni.  Podniesienie silnika nie jest łatwe ze względu na jego masę, ale da się. Trzeba tylko pamiętać, aby tego żelastwa nie odnosić plecami, a możliwie w wyprostowanej pozycji i za pomocą siły nóg. Inaczej mamy gwarantowane problemy z kręgosłupem.

Gotowe!

Teraz wszytko należy zamocować w odwrotnej kolejności, a na końcu wlać płyn chłodzący. Obyło się (prawie) bez niespodzianek. Przy okazji przyjrzałem się nieco zewnętrznemu mechanizmowi zmiany biegów. Od samego początku miałem problemy ze skrzynią, które objawiały się brakiem możliwości wrzucenia 3 i 4 silnika, gdy silnik i skrzynia były zimne. Dopiero po przejechaniu kilkuset metrów biegi można było wrzucić. W zimę czas ten wydłużał się do kilku kilometrów. Myślałem, że to wina zbyt gęstego oleju, który po nagrzaniu stawał się rzadszy i umożliwiał włożenie innego biegu. To byłoby logiczne. Tym razem postanowiłem przyjrzeć się temu zagadnieniu z bliska. Odkręciłem elementy mechanizmu zewnętrznego, po czym okazało się, że każdy bieg wchodzi bez żadnego trudu. Gdy już tylko pojąłem zasadę działania mechanizmu po chwili zrozumiałem, gdzie siedzi przyczyna. Otóż w źle wyregulowanym „pręcie”, który odpowiadał za pozycjonowanie przełącznika w skrzyni. Po przesunięciu dźwigni w położenie odpowiadające 3 i 4 biegu biegów tych nie dało się wrzucić, najzwyczajniej przełącznik w skrzyni nie trafiał jeszcze w pozycje odpowiadającą biegom 3 i 4.  Wraz z nagrzaniem skrzyni następował proces rozszerzalności cieplnej i pręt się wydłużał, umożliwiając „wrzucenie” tych biegów. A więc gęstość oleju nie miała tu żadnego znaczenia. Wystarczyło zatem jedynie wydłużyć ten element, co jest oczywiście możliwe. W tym celu należy tylko poluzować przeciwnakrętkę i wykręcić pręt o kilka obrotów. Przy okazji nasmarowałem wszystkie elementy mechanizmu zewnętrznego i skasowałem powstały na skutek zużycia luz za pomocą podkładki z kawałka starej dętki od Wartburga.

Jeszcze tylko ustawić właściwy luz jałowy sprzęgła i pora na test. Silnik zapala bez trudu, a poszczególne biegi wchodzą bez trudu. I oczywiście od razu możliwe jest włączenie 3 i 4 biegu! Zmiana biegów teraz odbywa się znacznie płynniej, a dźwignia ich zmiany pracuje jakby sztywniej.  Robota wykonana! W przyszłym sezonie znów będzie można podłączyć do Wartburga Niewiadówkę i jechać nad jezioro albo i nad Bug!

Satysfakcji mam z wykonanej roboty bez liku, a przy okazji pewnie i ze 300 zł (a może i więcej) w kieszeni. Tyle pewnie musiałbym zapłacić za wymianę sprzęgła w „specjalistycznym” warsztacie. A cichym bohaterem remontu okazał się ten niepozorny halogen LED, kupiony przeze mnie kilka dni temu, który jest bezprzewodowy i daje mnóstwo światła. To doskonale wydane 50 zł. Koniec męki z niewygodną lampą typu „kanałówka”!

A za merytoryczną pomoc przy robocie dziękuję kolegom Paderewskiemu i Syreniarzowi Atomowi.

5 uwag do wpisu “Wymieniłem sprzęgło w Wartburgu 353W

Dodaj komentarz