Jak zarejestrowałem Mercedesa w123 na „żółte tablice”?

Udało się! Kolejny „prawdziwy” zabytek pod moją strzechą. Dzisiejszego poranka zwieńczyłem kilkumiesięczne starania mające na celu zarejestrowanie mojego Mercedesa W123 (hm… powinno się pisać „Mercedes” – wszak to imię żeńskie…) jako pojazdu zabytkowego. Cała procedura nie była zbyt skomplikowana, ale wymagała nieco pracy…

Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa o ruchu drogowym, pojazdem zabytkowym jest pojazd, który  został wpisany do rejestru zabytków lub znajduje się w wojewódzkiej ewidencji zabytków, a także pojazd wpisany do inwentarza muzealiów, zgodnie
z odrębnymi przepisami. Dla zwykłego śmiertelnika, jak ja, najłatwiejszym rozwiązaniem jest podjęcie starań, aby pojazd został ujęty w ewidencji. Tak też postąpiłem. W tym celu niezbędne jest wykonanie karty ewidencyjnej. Kształt karty został ściśle określony w  rozporządzeniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego z dnia 26 maja 2011 r. w sprawie prowadzenia rejestru zabytków, krajowej, wojewódzkiej i gminnej ewidencji zabytków oraz krajowego wykazu zabytków skradzionych lub wywiezionych za granicę niezgodnie z prawem (Dz. U. 2011 nr 113 poz. 661), które można pobrać o tu: http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU20111130661

Żaden przepis nie określa podmiotu, który powinien wykonać kartę ewidencyjną, zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby wykonał ją sam właściciel. Tak też postąpiłem. Przy jej wypełnieniu poza danymi z dowodu rejestracyjnego, czy tabliczki znamionowej pojazdu należy posiadać szczegółowe dane techniczne pojazdu. Dlatego też przed jej wypełnieniem warto zaopatrzyć się w fachową literaturę dotyczącą naszego pojazdu. W przypadku pojazdów „socjalistycznych” nie jest to trudne, bowiem w tamtych czasach Wydawnictwa Komunikacji i Łączności publikowały szereg pozycji pt. „Jeżdżę samochodem (…)”, czy Naprawa samochodów (…)”. W przypadku aut „kapitalistycznych” jest nieco gorzej, ale  nie beznadziejnie. Do wykonania mojej karty bardzo pomocna okazała się książka Z. Podbielskiego „Pojazdy Republiki Federalnej Niemiec”, wyd. z 1987 r. Można ją bez trudu kupić za 20-30 złotych, gdy czasem pojawia się na bardzo znanym portalu aukcyjnym. Kartę należy wydrukować na odpowiedniej grubości papierze, a zdjęcia, zgodnie z ww. rozporządzeniem, o formacie 9×13 cm,  winno się wkleić. Tu mam jedną uwagę co do samej treści karty: opisując w karcie historię obiektu należy skupić się nie na historii naszego modelu, lecz zwłaszcza na przeszłości naszego egzemplarza – kiedy został zakupiony, ilu miał właścicieli, kiedy został sprowadzony do naszego kraju, gdzie był przechowywany, czy przechodził jakieś remonty, czy naprawy powypadkowe itp. Kartę należy wykonać w 3 egzemplarzach, choć „na wszelki wypadek” wykonałem cztery. Jako, że karta ma format A3, niezbędna stała się wyprawa do firmy trudniącej się wykonywaniem reklam, gdzie za całe 12 złotych wydrukowano mi wszystkie 4 egzemplarze karty.  Polecam zakład, którego nazwy zapomniałem, a mieszczący się przy ul. Wołomińskiej w Kobyłce, tuż przy stacji PKP). Do tego za wywołanie 16 zdjęć 9×13 cm (po 4 na każdą kartę) zapłaciłem 10 zł. (czy ktoś jeszcze pamięta określenie: „wywołanie” zdjęć ?) A więc prosty rachunek – koszt samej karty ewidencyjnej to 22 zł.

Do właściwego (ze względu na miejsce zamieszkania) wojewódzkiego konserwatora zabytków należy złożyć dwie karty ewidencyjnej – jedna zostaje w siedzibie urzędu ochrony zabytków, a druga jest przekazana do Narodowego Instytutu Dziedzictwa. Wraz z kartami oczywiście należy złożyć wniosek – wzór jest do pobrania na stronie internetowej WKZ. Następnie należy uzbroić siew cierpliwość. W moim przypadku na zawiadomienie o włączeniu karty ewidencyjnej Mercedesa musiałem czekać niemal cały miesiąc. Pewnie zaraz padnie pytanie o opinię rzeczoznawcy, potwierdzającą, że nasz pojazd „naprawdę” jest zabytkiem. Oczywiście żaden przepis nie upoważnia WKZ do żądania przedstawienia przez wnioskodawcę takiej opinii, dołączonej do karty, ale praktyka mówi co innego. Nie chciałem tego sprawdzać, bowiem już w dniu zakupu „beczki” uzyskałem od uprawnionego rzeczoznawcy opinię, na podstawie której pojazd zyskał status pojazdu historycznego, co sprawiło, że nie musiałem wykupywać polisy OC na czas remontu. „Na wszelki wypadek” opinię tę dołączyłem do swego wniosku i karty. Zadziałało, ale czy opinia miała na to wpływ czy też nie pewnie na zawsze pozostanie tajemnicą…

Po uzyskaniu zaświadczenia od WKZ, że karta ewidencyjna mojego Mercedesa została włączona do wojewódzkiej ewidencji zabytków pozostało już tylko wykonanie badania zgodności pojazdu z warunkami technicznymi. Badanie badaniem, ale wcześniej należy przygotować specjalny wniosek.  Jest to załącznik do rozporządzenia Ministra Transportu z dnia 1 września 2006 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie badań zgodności pojazdów zabytkowych i pojazdów marki ” SAM” z warunkami technicznymi (Dz. U. 2006 nr 164 poz. 1161). Wzór do pobrania o tu:

Kliknij, aby uzyskać dostęp D20061161.pdf

Wniosek oczywiście może wypełnić sam właściciel, zatem nie dajmy sobie wmówić, że powinien go przygotować rzeczoznawca (najlepiej taki polecany przez diagnostę ze stacji kontroli pojazdów), który za taką usługę weźmie przysłowiowe „pińćset”. Sęk w tym, że we wniosku musimy wpisać szereg danych technicznych pojazdu, takich jak zwis przedni i tylny, czy średnica koła kierowniczego, zatem przed jego przygotowaniem musimy zaopatrzyć się w porządną literaturę przedmiotu.  W odniesieniu do Mercedesa, nie tylko modelu w123 polecam stronę: http://www.w114-115.org.pl/dane/

Z gotowym wnioskiem należy udać się do okręgowej stacji kontroli pojazdów. Generalnie cena takiego badania nie jest precyzyjnie określona. Ja zapłaciłem 300 zł. To dużo i nie dużo…

Kolejny już krok to wizyta w wydziale komunikacji właściwego starostwa powiatowego. Tam  zawozimy stare tablice, dowód rejestracyjny, zaświadczenie, o tym, że karta ewidencyjna pojazdu została ujęta w ewidencji zabytków, samą kartę ewidencyjną i protokół badania technicznego. Odbieramy „żółte tablice” i nasz portfel jest lżejszy o 200,50 zł.

Zakładamy nowe tablice i cieszymy się, że mamy samochód na „żółtych blachach”.

Całkowity koszt przerejestrowania „beczki” wyniósł 522,50 zł. Czy warto? Moim zdaniem zdecydowanie! Przede wszystkim zyskuję bezterminowy przegląd techniczny, a wiec w każdym roku jestem 100 zł (a wedle zasłyszanych plotek, niedługo prawie 130 zł) do przodu. Poza tym badanie techniczne pojazdu od zawsze jest dla mnie nieprzyjemnym i stresującym przeżyciem. Nie dlatego, że jeżdżę strasznymi trupami, które rozpadną się na sam widok szarpaków. Może mam pecha, ale każdy diagnosta, którego spotkałem w swoim motoryzacyjnym życiu ma w sobie coś odpychającego. Nie dotyczy to oczywiście tych diagnostów, których znam od innej strony, niż zawodowej. Za rok „beczka” pewnie przeszłaby przegląd techniczny, za dwa lata może też, za trzy pan diagnosta z niesmakiem stwierdziłby, że ten hamulec ręczny jest za słaby, a za cztery fanatyczni wyznawcy rowerów  zasiadający „na górze” wprowadzą przepisy, w myśl których  silnik mojej beczki nie spełnia normy Euro 753 i należy go zakazać… A tak, mam pewnego rodzaju spokój, że od przepisów tych będą wyłączne pojazdy zabytkowe. Niestety, tylko „pewnego rodzaju”, bo czy w naszym kraju możemy być czegoś pewni ?

 

 

Jedna uwaga do wpisu “Jak zarejestrowałem Mercedesa w123 na „żółte tablice”?

Dodaj komentarz