Mój nowy nabytek. Wartburg 312

Odnoszę wrażenie, że wiele rzeczy, które dzieją się w moim życiu jest dziełem przypadku.  I, co ciekawe, są to w większości pozytywne zdarzenia. Nie inaczej jest z moimi gratami. Nie przypominam sobie, abym wymarzył sobie jakiś wóz i następnie wertował internet, prasę czy znajomych w poszukiwaniu tego jednego jedynego, odrzucając po drodze kilka egzemplarzy, które nie sprostałyby moim oczekiwaniom. Wręcz przeciwnie, owszem, chciałem mieść konkretny pojazd i długo ślęczałem nad internetem i nie tylko,  marząc o tym, jak moje życie stałoby się cudownym, gdybym tylko miał syrenę, czy mercedesa beczkę, lecz zakup takiego pojazdu wynikał wyłącznie z faktu, że trafiła mi się „okazja”. Tym razem nie było inaczej. O Wartburgu 312, marzyłem od wielu lat, sądząc jednak, że model ten nigdy nie stanie w moim garażu. Raz, że tych samochodów już praktycznie nie ma, a dwa, że jak już się jakiś pojawi, to moja kieszeń i sumienie powie „nie”. Dlatego też sceptycznie odniosłem się do informacji, że w Wołominie w jednym z zakładów blacharsko – lakierniczych stoi właśnie taki Wartburg  i że jest na sprzedaż.

Po kilku miesiącach, chyba tylko, aby zachować się fair wobec kolegi, który doniósł mi o tym wozie udałem się obejrzeć Wartburga. Byłem nastawiony bardzo niechetnie, tym bardziej, że Piotrek przesłał mi poglądowe zdjęcie Wartburga, gnijącego pod chmurką w stercie samochodowych odpadków. Ale na miejscu czekało mnie miłe zaskoczenie. To model 312/1, czyli „przejściówka”, produkowana tylko przez 2 lata – od 1965 do 1966, a wiec stara buda na podwoziu modelu 353. A to oznacza znacznie lepszy dostęp do części eksploatacyjnych. Samochód, jak się okazało, kilka lat temu trafił do zakładu w celu kompleksowej odbudowy: nadwozie miało zostać zdjęte z ramy, wszystko wyczyszczone i zakonserwowane, zrobiona blacharka i położony nowy lakier. Świetnie, ale, jak to w życiu na przeszkodzie stanęły pieniądze. A konkretnie ich brak. I tak Wartburg kilka lat przestał na hali, czekając na lepszy los, aż w końcu, gdy ten miał już nie przyjść, wylądował obok sterty zderzaków, nadkoli i innych plastików pod przysłowiową chmurką.

WP_20160429_18_16_34_Pro

WP_20160506_18_37_17_Pro

Po wstępnych oględzinach stwierdziłem, że nie jest tak źle. Przede wszystkim samochód jest kompletny. Co prawda został już wstępnie rozebrany do remontu dlatego nie ma m. in. szyb drzwiowych i mechanizmów podnoszenia szyb oraz zamków, ale wszystkie te elementy leżą w środku. Blacha oczywiście jet do konkretnej roboty, ale korozja nie zrobiła takiego spustoszenia, jak w Mercedesie w123, którego aktualnie mam na warsztacie. Jest potencjał!  Pod maską silnik od modelu 353, wraz z instalację 12V i alternatorem. Oczywiście, odstępstwo od oryginału, ale i ułatwienie w zdobyciu części, zwłaszcza akumulatora… Dostałem telefon do właściciela, który powiedział, że sprawa remontu go przerosła i chce wóz sprzedać. Do tego cena, którą żąda za wóz nie jest jak dla mnie zaporowa.

I co tu robić? Spawa jest tym bardziej skomplikowana, że żona nie mówi „nie”. Wręcz przeciwnie, podziela mój zachwyt nad estetyczną stroną nadwozia. Oczywiście designu, a nie stanu, w jakim znajduje się obecnie, przyznając, że auto ma „potencjał”. Tym bardziej, że przez kilkanaście lat naszej znajomości i wiele wspólnych wyjazdów na motoryzacyjne imprezy właśnie 312ki Jej się najbardziej podobały. Pojechałem wiec zobaczyć Burka raz jeszcze. Kolejna jedna rozmowa z właścicielem i wytargowana cena jest już do zaakceptowania. Nie ma rady. Biorę!

Umowa spisana, laweta zamówiona, czas więc odkopać Wartburga spod sterty błotników i nadkoli. I tu miła niespodzianka: wóz mimo, że ostatnie co najmniej 5 lat spędził w stanie niejezdnym, daje się bez użycia większej siły przepchnąć. Jakie to miłe, gdy pomyślę o maluchu, gdzie po tym samym okresie postoju musiałem walić młotem w każdy bęben hamulcowy, aż ruszy, czy o beczce z pozapiekanymi zaciskami.

WP_20160513_11_39_57_Pro

Wstawiamy grata na lawetę i w drogę!

WP_20160513_11_55_12_Pro

I wartburg w swoim nowym domu.

WP_20160513_12_12_08_Pro

I tak prezentuje się mój nowy wóz.

WP_20160513_13_09_48_Pro

WP_20160513_13_09_22_Pro

WP_20160513_13_09_08_Pro

WP_20160513_12_35_25_Pro

Jest co robić, ale podoba mi się. Moim skromnym zdaniem to najładniejszy wóz, jaki produkowany był w bloku wschodnim. Takie typowe auto z lat 50-tych. Patrząc na niego widać, że to „oczywisty” zabytek, a nie stary grat, jak model 353, czy inny duży fiat. Pamiętam, że na początku lat 90-tych u sąsiadów mojego babciostwa (bo przecież nie dziadostwa) stał taki sam Wartburg, nawet w identycznym kolorze.

W planach mam oczywiście kapitalny remont Wartburga, a wiec demontaż całego wnętrza, błotników i finalnie – zdjęcie nadwozia z ramy. Następnie konserwacja ramy, remont blacharski nadwozia i nowy lakier. A po drodze remont układu hamulcowego i zawieszenia. W dalszej kolejności nowa tapicerka i przegląd silnika. Nie będzie łatwo, ale 312ka to taka lepsza syrena, której kapitalny remont już przerabiałem. Dwa razy. Ale to najwcześniej za rok, wcześniej muszę skończyć remont beczki. Przez ten czas Wartburg będzie stał pod wiatą, której jeszcze nie ma, ale mam już projekt i chęć szczerą, aby ją zbudować.

A na koniec podziękować chciałem bardzo Piotrkowi za namiar na grata i za pomoc przy oględzinach. A zwłaszcza Marcie, która po raz kolejny przeczy stereotypowi żony, która wszystko blokuje i w takich sytuacjach nagle potrzebuje nowej pralki, szafy, czy sokowirówki.

3 uwagi do wpisu “Mój nowy nabytek. Wartburg 312

Dodaj komentarz